niedziela, 12 lutego 2012

***

Ja - cóż, włóczęga, niespokojny duch.
Ze mną można tylko pójść na wrzosowisko
I zapomnieć wszystko.



Niesie mnie. Tchnienie mnie niesie. Życie. W życie.

Chcę czynić więcej i więcej. Stwarzać.

Pasma tryskają spod palców przebierających pospiesznie, chcąc uchwycić powietrze.
I wszystko płynie ogromną, niepoliczalną falą. Ja zaś - opływowy kształt.

Barwy. Tysiące.
A wszystkie takie prawdziwe, pierwotne, naturalne.
Pulsują jak membrany wokół, gdy znów stwarzam.

Puls, puls.

I tak proces pełznie, ślimaczy się, ślizga.
Końca nie ma. Jest tylko więcej i więcej.

Gdy spojrzę naprawdę - nic.
Nie ma.
Ma.

Jeszcze stworzę, stworzę.
Tylko nie płaczcie niesprawiedliwie.

2 komentarze: